Kochane motylki, wracam do was po prawie miesięcznej przerwie.
Przez ten czas dużo się u mnie zmieniło, praktycznie moje życie obróciło się o 160 stopni. Dlaczego nie 180? Ponieważ jedna kwestia pozostała niezmienna - Ana.
Nie będę w pierwszym poście wam o tym wszystkim pisać, postanowiłam udostępniać to stopniowo.
Jak możecie zauważyć, zaczęłam nowe odliczanie w tytule posta, począwszy od dnia kiedy zaczęłam stopniowo odkładać leki, co równa się z tym, że waga spadała. Teraz poprzednich leków nie zażywam już ogóle więc cyferki na wadze pracują już prawidłowo, pokazując z dnia na dzień co raz to mniejszą liczbę :)
Kolejną sprawą, tym razem już nie za miłą, jest to, że mama mnie nakryła. Dowiedziała się, że ją okłamywałam i odkąd wyszłam ze szpitala nadal nie jadłam i wymiotowałam. Zrobiła mi wielki raban. Jeszcze jakiś czas temu pewnie bym jej uległa i zaczęłabym jeść, tylko po to by uśpić jej czujność i po czasie zacząć na nowo. Lecz ten czas już minął. Dziś mogę śmiało powiedzieć, że mam kontrolę nad tym co jem i to ja decyduję o tym, co wkładam do ust. Nikt nie zmusi mnie do jedzenia. Więc umowa z mamą jest taka, że jeżeli nie chce, żebym wymiotowała to nie próbuje wcisnąć we mnie jedzenia.
Oh, żeby ten post nie przewijał się w kilometrach wstawiam wam bilans:
śniadanie: jabłko - 60kcal
II śniadanie: melon - 30kcal
obiad: trochę mrożonych owoców, dwie łyżki mleka 0,5% - ok. 50kcal
kolacja: pół ogórka - 10kcal
łącznie: 150kcal
Wagi i wymiarów na razie nie aktualizuję ponieważ zrobię to dopiero w piątek rano.
Szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się takiej reakcji z waszej strony, jak i tego, jak bardzo będę za wami tęsknić. Jesteście kochane, najlepsze. Już lecę sprawdzić co tam u was słychać, jak wam idzie ♥
Karolina

