Wiem, że miałam zjeść dziś dwa jabłka ale w wyniku mojej mądrości nie zauważyłam, że mam w domu tylko jedno. Już zrobiłam zapas na kolejne dni lecz dzisiaj na obiad zjadłam też owoce o zbliżonej kaloryczności do jabłka
bilans:
śniadanie: jabłko - 60kcal
obiad: kawałek arbuza, kawałek melona - ok. 60kcal
kolacja: -
razem: 120kcal
ćwiczenia:
1h abt - 500kcal
Zastanawialiście się kiedyś jak ludzie sprawdzają kaloryczność produktów? Nie mam tu na myśli, że ktoś idzie do sklepu i patrzy na tabelę kalorii lecz załóżmy jest banan, jak ludzie sprawdzili, że ma on 100kcal?
Nie ufam tabelą odżywczym. Boję się, że zawsze jem więcej kalorii niż tyle co liczę. Może ktoś robi sobie z nas żarty? Palną tak, że jabłko ma 60kcal a my w to wierzymy. Skąd mam wiedzieć, że od tego nie przytyję? Chciałabym nie jeść nic. Po co do życia do cholerne jedzenie? Po co w ogóle mamy coś wkładać do ust? Boję się nawet napić wody. Przecież gdy to robię mój brzuch od razu upodobnia się do beczki...
Karolina